Z zewnątrz wszystko wygląda pięknie, jednak kulisy tego potężnego medium społecznościowego to temat na niezły film sensacyjny.
Idź stąd! — Evan Williams najwyraźniej nie chciał widzieć kobiety, która stanęła w drzwiach jego biura. — Będę rzygać.
Niechciany gość wycofał się tyłem. Drzwi zamknęły się za nim z głośnym metalicznym kliknięciem, które odbiło się echem w całym gabinecie. Evan objął drżącymi, wilgotnymi rękami czarny kubeł stojący w kącie pomieszczenia.
To by było na tyle. Ostatnim akordem jego fascynującej kariery dyrektora generalnego Twittera będzie wymiotowanie do kosza na śmieci.
Mężczyzna w ciemnych dżinsach klęczał przez chwilę nieruchomo, po czym zmienił pozycję. Usiadł i oparł się plecami o ścianę. Na zewnątrz zimne podmuchy październikowego wiatru targały drzewami w szpalerze ciągnącym się wzdłuż Folsom Street. Przypominające dźwięk skrzypiec odgłosy ruchu ulicznego mieszały się ze stłumionymi rozmowami dochodzącymi zza drzwi biura.
Chwilę później ktoś powiedział o wszystkim jego żonie. Sara też pracowała w Twitterze. „Coś jest nie tak z Evanem!”. Gdy Sara szybkim krokiem zmierzała w kierunku gabinetu, jej bujne, czarne loki delikatnie falowały. Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że Ev ma zaledwie czterdzieści pięć minut do chwili, gdy będzie musiał wystąpić przed trzema setkami pracowników Twittera, informując ich o ostatnich wydarzeniach. Otworzyła drzwi i weszła do środka.
W pomieszczeniu znajdującym się w dalszej części korytarza zespół PR zastanawiał się nad treścią wpisu, który miał pojawić się na oficjalnym blogu firmy o godzinie 11.40, dokładnie w chwili gdy Ev skończy swoje wystąpienie i w geście tak naturalnym, jak naturalne może być przekazanie pałeczki w sztafecie, przekaże mikrofon nowemu dyrektorowi.
Utrzymany w entuzjastycznym tonie wpis, który zostanie podchwycony przez tysiące redaktorów i bloggerów kształtujących globalny świat mediów, mówił o tym, że po czterech latach od powstania firmy liczba zarejestrowanych użytkowników serwisu przekroczyła 165 mln, a ludzie ci każdego dnia wysyłali aż 90 mln tweetów. Pięć akapitów dalej znajdzie się informacja, że Evan Williams — sprawujący do dziś funkcję dyrektora generalnego Twittera — postanowił ustąpić z zajmowanego stanowiska.
„Zdecydowałem się poprosić Dicka Costolo, dotychczasowego dyrektora ds. operacyjnych, o objęcie stanowiska CEO Twittera” — miał rzekomo oświadczyć Evan.
Oczywiście to nie była prawda.
Siedzący na podłodze mężczyzna tulący się do kosza na śmieci nie miał najmniejszej ochoty rezygnować ze stanowiska. Syn farmera z Nebraski — który przybył do San Francisco dziesięć lat wcześniej z majątkiem obejmującym zaledwie kilka worków tanich, znoszonych, za dużych na niego ubrań oraz kilkadziesiąt tysięcy dolarów długu na karcie kredytowej — chciał nadal pozostać szefem firmy, której był współzałożycielem. Nie zostawiono mu jednak żadnego wyboru. I nie miało żadnego znaczenia to, że serwis wyceniano obecnie na ponad miliard dolarów, a Twitter był jego dzieckiem zrodzonym z krwi i znoju. Nie dano mu szansy. Został ofiarą niecnego, krwawego zamachu stanu, przeprowadzonego przez ludzi, których sam zatrudnił, oraz tych, którzy niegdyś byli jego najbliższymi przyjaciółmi. Puczu wspartego przez część inwestorów finansujących Twittera.
Ev podniósł wzrok i przyjrzał się Sarze, która właśnie weszła do jego gabinetu. Potarł rękawem swetra brodę z ciemnym zarostem.
— Jak się czujesz? — spytała Sara.
— Kurewsko... — odpowiedział nie do końca pewien, czy za jego obecny stan winić nerwy, czy może jakieś choróbsko. Czy jedno i drugie.
Dalej w korytarzu, za drzwiami prowadzącymi do głównego holu biura Twittera, na białych kwadratowych stolikach w sali poczekalni leżały egzemplarze „New Yorkera”, „The Economist” i „New York Timesa”. W każdej z tych gazet znajdowały się artykuły mówiące o tym, jak wielką rolę odegrał Twitter w rewolucji na Bliskim Wschodzie — rebelii, która dzięki serwisowi spod znaku niebieskiego ptaka oraz dzięki innym portalom społecznościowym miała ostatecznie doprowadzić do upadku dyktatur w Tunezji, Egipcie, Libii i Jemenie oraz wywołała masowe protesty w Bahrajnie, Syrii i Iranie.